Krzychuzokecia Krzychuzokecia
813
BLOG

Męczeństwo Piotra "Starucha" Staruchowicza

Krzychuzokecia Krzychuzokecia Polityka Obserwuj notkę 9

Kampania wyborcza zbliża się ku końcowi. Według wszelkiego rodzaju komentatorów i ekspertów od marketingu politycznego, była ona nudna i nie emocjonalna. Jednakże, nie wszyscy się z tym sądem zgadzają. Tymbardziej, że poraz pierwszy, jednym z elementów tej kampanii były środowiska kibicowskie. W dodatku, bardzo aktywnym elementem.

Początki kibicowskiego (pozwolę sobie do końca tekstu używać tego określenia, zamiast pejoratywnych "kiboli") zaangażowania w kampanię sięgają burd na stadionie w Bydgoszczy. Burdy te, można to tak żartobliwie określić, zakończyły uroczystości związanie z finałem Pucharu Polski w piłce nożnej. Aby ukarać kibiców Lecha Poznań i Legii Warszawa (te drużyny brały udział w ostatnim meczu), Donald Tusk "podjął" decyzję o zamknięciu stadionów przy Bułgarskiej i Łazienkowskiej. Swego rodzaju umowność tego "podjęcia" decyzji bierze się stąd, że nakazy zamknięcia obiektów wydali 5 maja wojewodowie, motywując takie działanie "zagrożeniem bezpieczeństwa" spowodowanym konstrukcją obiektów. Donald Tusk, niegdyś sam aktywny kibic Lechii Gdańsk, nie wiedział jednak, że tego kibice nie darują. I to niemalże wszyscy kibice: większości drużyn z piłkarskiej Ekstraklasy, jak i niektórzy kibice żużla.

"Gazeta Polska" w grze

Kiedy kibice wyrazili swój sprzeciw, zarówno w postaci pozwów i odwołań, jak i prześmiewczych wierszyków, wykrzykiwanych w trakcie meczy, odpowiedzią rządu była wojna totalna. Wyśmiewających rząd kibiców aresztowano, pod pozorem nawoływania do przemocy, albo udziału w bijatykach. Naturalnym działaniem środowisk kibicowskich było poszukiwanie wsparcia wśród opozycji. Zadanie to zostało w pewnej mierze wykonane, choć "Gazeta Polska" to mimo wszystko nie to samo co PiS.

Dzisiaj właściwie trudno powiedzieć, czy to kibice wybrali "GP", czy też ona kibiców. W każdym razie, środowisko redaktora Sakiewicza stało się aktywnym uczestnikiem walki o sprawę kibicowską. "GP" publikowała na ten temat artykuły (a nawet utworzyła odrębny dział dt. politycznych manifestacji kibiców), promowała kibicowskie postulaty wśród aktywnych polityków. Zresztą, robi to nadal, z tym, że kwestie te przejęła codzienna "dobudówka" "Polskiej": "Gazeta Polska Codziennie".

Jej działania zaowocowały tym, że kiedy 1 sierpnia, w kontrowersyjnych okolicznościach (po uroczystościach upamiętniających wybuch Powstania Warszawskiego), aresztowano Piotra Staruchowicza, ps. "Staruch" - przywódcę kibiców warszawskiej Legii - jego sprawa została niemalże natychmiast podniesiona przez niektórych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, jako koronny dowód na tworzenie przez rząd PO państwa policyjnego, które zamyka w swych kazamatach ludzi, którzy mają odwagę wystąpić przeciw systemowi. Sam "Staruch" stał się natomiast swego rodzaju męczennikiem, pokutującym za swe bohaterstwo w lochach Białołęki. Zdaje się jednak, że politycy PiS zapomnieli z kim tak naprawdę mają do czynienia, co zresztą przypomniał im swoim zachowaniem Jarosław Kaczyński, od początku zachowujący chłodny dystans do tej sprawy.

Patrioci i gangsterzy

Nikt, kto ma chociaż trochę zdrowego rozsądku, nie zaprzeczy, że współczesne środowiska kibicowskie mają wiele wspólnego z organizacjami przestępczymi. Nie dość, że posiadają podobną hierarchię, wzorowaną niemal na wojskowej Ordre de Bataille - łańcuchu dowodzenia, który zaczyna się od ukrytych w sztabie dowódców, a kończy na szeregowych żołnierzach - ludziach od "brudnej roboty", to jeszcze często uciekają się do użycia przemocy: zarówno tej fizycznej, jak i (na szczęście częściej) słownej. To też kibice, a nie kto inny, odpowiada za stadionowe burdy. Nie jest to żadna nowość - niemal identyczne zachowania obserwowali mieszkańcy starożytnego Rzymu, uczestnicząc w wyścigach rydwanów. W dodatku dzisiaj problem ten jest wzmacniany przez masowość niektórych dyscyplin sportowych.

Oczywistym jest, że popularne kluby piłkarskie przyciągają wiele, różnych osób. Tak naprawdę, gdyby sprawdzić pochodzenie kibiców trzech najpopularniejszych polskich zespołów: Lecha, Legii i Wisły, większość z nich nie miałaby nic wspólnego, ani z Warszawą, ani z Krakowem, ani z Poznaniem. Zresztą, kibice poszczególnych drużyn często sobie to wytykają - o Legii istnieje np. przyśpiewka "Siedlce, Otwock, Falenica, to jest Legii klub kibica" - zapominając, że w ich klubach jest podobnie. Środowiska kibicowskie składają się więc z osób zupełnie różnych, ba, często reprezentujących przeciwne sobie poglądy. Nie jest też tajemnicą, że wiele z tych osób posiada bardzo niskie wykształcenie i nie rozumie zasad rządzących polityką, ani wartości abstrakcyjnych takich jak Honor i Ojczyzna. Oczywiście nie jest to wina kibiców (piłka nożna od zarania jest sportem "plebejskim", czy też współcześnie "robotniczym"), a raczej systemu edukacji. Jednakże "GP" w okresie wojny tuskowo-kibicowskiej wydaje się nadawać środowiskom kibicowskim poglądy i wartości, których one same nie wyznają. Tak jest chociażby z opiewanym przez "GP" kibicowskim patriotyzmem. Tak naprawdę, wśród ogółu kibiców nie istnieje coś takiego jak miłość do Ojczyzny (nie mówię tu o jednostkach, które zresztą mogą stanowić większość wśród kibiców danej drużyny). Bo przecież nie o to w kibicowaniu chodzi, poza występami reprezentacji. Podstawową cechą każdego kibica jest miłość do drużyny, i to ona jest w tym środowisku substytutem patriotyzmu. Zresztą nawet w większości przypadków, gdy kibice biorą udział w patriotycznych uroczystościach, mają one bezpośredni związek z historią klubu. Tak jest np. z kibicami Polonii Warszawa, którzy co roku wspominają ofiary niemieckiego okupanta, rozstrzelane w czasie Powstania Warszawskiego na terenie stadionu tejże drużyny.

W tym kontekście pozytywnie zaskakują działania kibiców drugiej warszawskiej drużyny - wielokrotnie wspominanej w tym tekście Legii. W tym roku brali oni nie tylko w uroczystościach rocznicy Powstania Warszawskiego, ale też w innych patriotycznych manifestacjach i wspierali protestujących w Warszawie członków "Solidarności". Ciekawe jest jednak to, że ta aktywność wydaje się skutkiem sojuszu z "GP", gdyż w poprzednich latach była ona dużo mniejsza...

Legia i inni

Jednakże związek Legii z "GP" może źle odbić się na piśmie Sakiewicza, jak i Prawie i Sprawiedliwości. Co by nie mówić, to właśnie Legia "przoduje" we wszystkich wstydliwych statystykach burd stadionowych i kibicowskich porachunków. Odbywający areszt w Białołęce, wzięty w obronę m.in. przez posłankę Kempę i senatora Romaszewskiego, "Staruch" został zatrzymany za prawdziwe przestępstwo. Oczywiście forma jego zatrzymania jest mocno dyskusyjna (w dodatku pojawia się podejrzenie o pobicie zatrzymanego przez policję), ale Staruchowicz nie jest człowiekiem niewinnym. Zresztą, to on spoliczkował zawodnika Legii Rzeźniczaka.

Jak to odbiorą potencjalni wyborcy PiS (i czytelnicy "GP")? I, dodatkowo co o tym wszystkim myślą kibice innych drużyn? Ich problemy pojawiają się na łamach "GP" i "GPC", ale oczywistym jest, że to Legia jest najważniejszym sojusznikiem Sakiewicza, i to jej poświęca się w "Polskiej" najwięcej miejsca.

Pojawia się też inne pytanie: jak długo ten sojusz przetrwa po wyborach? W końcu kibicom, tak jak innym wyborcom, chodzi głównie o obronę własnych interesów. Jeśli władzę zdobędzie PiS, to czy nie zrazi do siebie kibiców typowym dla tej partii wzmocnieniem egzekucji prawa, które zresztą zapowiedział Jarosław Kaczyński na konferencji z udziałem bramkarza "Orłów" Kazimierza Górskiego - Jana Tomaszewskiego. A jeśli premierem pozostanie Donald Tusk, to czy kibice nie będą woleli, dla świętego spokoju, zakopać wojenny topór?

Zobaczymy, warto jednak pamiętać, że w 2007 roku ta sama grupa społeczna tłumnie poparła Platformę Obywatelską. Na razie musimy czekać do poniedziałku. 

Polecam cykl o nieprawidłowościach w MON.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka