Krzychuzokecia Krzychuzokecia
1007
BLOG

O wojskowym szkolnictwie lotniczym cz.1 – WSOSP i WIML

Krzychuzokecia Krzychuzokecia Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

W tym tygodniu, zrządzeniem losu, media zajęły się ustawą o Akademii Lotniczej, która miała powstać w miejsce dęblińskiej Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych.

Głównym powodem, dla którego ta ustawa zaistniała w mediach jest weto prezydenckie, które prawdopodobnie zostanie podtrzymane przez Sejm. Jest to o tyle zaskakujące, że ustawa została przez Sejm przyjęta niemal jednogłośnie. Jednakże ustawa jest interesująca nie tylko ze względu na zadziwiającą postawę Sejmu i Prezydenta, ale również z powodu tego co przyniosłaby gdyby została uchwalona.

Dwa w jednym daje zero

Głównym punktem ustawy o Akademii Lotniczej, prezentowanej przez byłego ministra ON Bogdana Klicha jako kolejny krok w kierunku "profesjonalnej" armii, jest połączenie istniejących instytucji: Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych i Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej (w pewnej fazie mówiono również o Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych). W rozumieniu tej ustawy "profesjonalizacja" oznacza więc połączenie dwóch wyspecjalizowanych ("profesjonalnych") ośrodków w jeden ogólny. Oczywiście to zadziwiające pojmowanie słowa "profesjonalny" nie jest największym grzechem zawetowanej ustawy - przecież nawet w ramach AL, poszczególne oddziały mogłyby zachować duży stopień niezależności. Jednakże ustawa ta prowadziłaby do czegoś zupełnie innego.

Najwięcej do stracenia w fuzji ma warszawski Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej. W przeciwieństwie do dęblińskiej WSOSP nie jest to instytucja kształcenia, a instytut badawczy. WIML posiada wysokiej jakości sprzęt laboratoryjny, zasłużoną kadrę naukową oraz bogatą bibliotekę, która stanowi wartość samą w sobie. Wszystko to dzięki własnemu budżetowi oraz grantom i nagrodom przyznawanym m.in. przez zagraniczne fundacje badawcze. Teoretycznie WIML jako część Akademii Lotniczej zachowałby częściową samodzielność. W praktyce dotyczy ona lokalizacji instytutu, posiadanego wyposażenia i kadry. Ustawa o AL gwarantuje pozostawienie tego "kapitału początkowego". Jednakże AL posiadałaby jeden budżet - dzielony między oddziały AL i większy niż obecny budżet WIML, lub WSOSP, ale mniejszy niż suma budżetów tych instytucji. Doświadczenie podpowiada, że to właśnie WIML straci najwięcej na restrukturyzacji. W przypadku innych instytucji, lub spółek państwowych to właśnie działy badawczo-rozwojowe ulegały największym cięciom. Działo się tak m.in. z powodu, że ich wydatki były największe, a nawet przynosiły one straty, ale tak się dzieje na całym świecie - sektory badawcze przynoszą straty, by sektory wdrażania i produkcji przynosiły zyski. W Polsce wydaje się, że rządzący i dyrektorzy spółek i instytutów nie rozumieją tej prostej zasady. Zresztą, o czym tu mówić, skoro rząd blokuje innowacyjność również w sektorze prywatnym, poprzez nałożenie dodatkowych podatków na firmy rozwijające nowe rozwiązania technologiczne?

Dęblin komercyjny?

Wg ustawy o AL, nowa uczelnia miałaby szkolić pilotów, nawigatorów i mechaników zarówno wojskowych jak i cywilnych. W rozumieniu autorów projektu, byłaby to największa zaleta nowej ustawy, która spowodowałaby polepszenie jakości szkolenia lotniczego, zarówno wojskowego jak i cywilnego. Tymczasem obecnie istniejąca WSOSP w Dęblinie od dawna oferuje studia "cywilne". Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wszelkie opłaty za rejestrację i badania medyczne, które towarzyszą kandydowaniu na tę uczelnię, stanowią jedno z najważniejszych dodatkowych źródeł zrobku dęblińskiej "Szkoły Orląt". Należy przy tym dodać, że studenci cywilni korzystają z tego samego wyposażenia WSOSP co ich "wojskowi" koledzy, w tym z samolotów dawnego 1-ego Ośrodka Szkolenia Lotniczego (obecnie 41-sza Baza Lotnictwa Szkolnego).

Kolejnym etapem "komercjalizacji" Dęblina (takiego określenia użyli m.in. były minister B. Klich i Bronisław Komorowski) miałaby być zmiana nazwy, a jednocześnie zmiana charakteru "Szkoły Orląt". Obecnie Dęblin określa się jako wyższą szkołę zawodową, po reformie miałaby być to akademia. Celem tej zmiany byłoby zwiększenie zainteresowania Dęblinem wśród "cywili". Jednakże pomysłodawca zapomniał, że od jakiegoś czasu, zgodnie z normami ustanowionymi w Unii Europejskiej, akademie są uczelniami "niższego szczebla" w porównaniu do innych szkół wyższych - z tego powodu sławna Akademia Medyczna stała się Warszawskim Uniwersytetem Medycznym. Absolwenci akademii są niejako zmuszeni do dokształcenia się z tego powodu. I nie ma to nic do poziomu nauczania na takiej uczelni - jest to kwestia czysto prestiżowa, co jednakże ma wpływ na późniejsze ewentualne znalezienia zatrudnienia. Zmiana charakteru WSOSP może więc spowodować efekt odwrotny od zamierzonego: zmniejszenie ilości kandydatów na studia cywilne.

Pozostający ministrem spraw zagranicznych Radosław Sikorski (dla amerykańskich przyjaciół Radek) stwierdził, w w tweeterowym oświadczeniu, że "Polsce nie jest potrzebne pięć wojskowych uczelni" tylko jeden odpowiednik słynnego college'u West Point. Problem w tym, że West Point to elitarna szkoła oficerów piechoty, odpowiednik naszej Akademii Obrony Narodowej. Czyżby min. Sikorski nie wiedział, że liczba amerykańskich uczelni wojskowych znacznie przewyższa nasze? Amerykanie posiadają nie tylko uczelnie piechoty, lotnictwa i marynarki, ale też osobną instytucję szkolącą snajperów - US Army Sniper School. Nota bene: polscy żołnierze również zwracają uwagę na konieczność rozbudowy (a nie scalania!) polskiego szkolnictwa wojskowego, m.in. o odpowiednik Sniper School.

Co jeszcze?

Kwestia WSOSP i WIML nie wyczerpuje tematu wojskowego szkolnictwa lotniczego. Drugim "gorącym" problemem w tej kwestii jest trwający przetarg na nowy samolot szkolenia zaawansowanego. Przetarg ten jest doskonale rozpisany na jedną z konkurujących firm, a w dodatku ta konstrukcja należy do kategorii LIFT (Lead-In Fighter Training) - swego rodzaju "latającego symulatora", który nadaje się do szkolenia przyszłych pilotów F-16. Jednakże jako typowy samolot szkolenia zaawansowanego jest bezużyteczny i nie zapewnia wyszkolenia załóg dla MiGów-29 - jedynych myśliwców w Siłach Powietrznych, które są w pełni przygotowane do działań bojowych. Temat wymaga jednak dłuższego rozwinięcia, na które zapraszam już wkrótce na tych łamach. 

Polecam cykl o nieprawidłowościach w MON.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie