Krzychuzokecia Krzychuzokecia
678
BLOG

Bliski Wschód, a sprawa polska

Krzychuzokecia Krzychuzokecia Polityka Obserwuj notkę 0

W ostatnich miesiącach przez kraje arabskie przetacza się fala protestów i rewolucji demokratycznych. Dotknęła ona m.in. Jemen, Syrię, Bahrajn. W Egipcie i Tunezji spowodowała upadek dotychczasowych rządów, a Libię wciągnęła w piekło wojny domowej. Paradoksalnie, najmniej ucierpiał Iran.

Protesty te zapoczątkowały w światowych mediach kolejną dyskusję o Bliskim Wschodzie, jego związkach i wpływach w świecie kultury judeo-chrześcijańskiej, jak i w świecie współczesnej kultury ateistycznej. Świat zadał sobie też ponownie pytanie: czy Bliski Wschód, a w szczególności kraje muzułmańskie, jest gotowy na demokrację? Te same pytania padają również w mediach polskich. Zwykle, komentatorzy są zachwyceni "zmianą warty" w krajach arabskich, chociaż znaleźć można również malkontentów, którzy, poniekąd słusznie, zauważają, że nowe władze w tych krajach mogą skończyć z fasadową tolerancją wobec mieszkających tam chrześcijan (szczególnie problem ten dotyka egipskich Koptów). Tak naprawdę, słowa takie padają we wszystkich światowych mediach i nawet nasza troska o Koptów nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem. Dlatego, proponuję zająć się tym problemem z naszego, polskiego punktu widzenia. Bez oglądania się na kraje zachodu i wschodu. Ponadto warto zastanowić się nad problemem "Bliski Wschód - Polska" szerzej, nie tylko w kontekście ostatnich wydarzeń. Wnioski mogą być zaskakujące. 

Początki

Zapoczątkowanie relacji między krajami Bliskiego Wschodu, a Polską, możemy datować na lata 60. ub.w. Szczególne kontakty nawiązaliśmy z głównymi bohaterami tego tekstu - Libią, Egiptem i Irakiem. Wtedy nasiliły się w tych krajach ruchy demokratyczne, socjalistyczne, komunistyczne, antyrojalistyczne i fundamentalistyczne. Kraje te, tradycyjnie związane (czy też - siłą przywiązane) z demokracjami zachodu (Wielką Brytanią w szczególności) zmieniały kurs. Tak jak dzisiaj, społeczeństwo obaliło dotychczasowe władze - królewskie dynastie. Blok Wschodni poczuł zbliżającą się okazję "rozszerzenia rewolucji", zyskania nowych sojuszników, oraz bogatego źródła ropy naftowej. W tym celu rozpoczęto infiltrację społeczeństwa przez odpowiednie komórki wywiadowcze. Władza na Kremlu nie mogła dopuścić do tego, by ster w tym regionie przejęli nie odpowiedni ludzie. Kreml wytypował najbardziej przydatne osoby i pomógł im przejąć władzę. W roku 1953 powstała Arabska Republika Egiptu, której prezydentem został generał Muhammad Nadżib, w 1958, po puczu wojskowym, w Iraku premierem (a właściwie dyktatorem) został Abd al-Karim Kasim, a w roku 1969, w Libii przywódcą został młody oficer Muammar al-Kaddafi.

Wszyscy byli zdecydowanymi stronnikami ZSRR, ale też umiejętnie lawirowali pomiędzy polityką ateistyczną, a islamskim fundamentalizmem. Sowiecki wielki brat wiedział, że przejęcie władzy to dopiero początek. Dlatego też nowi przywódcy, aby zjednać sobie nieprzekonanych, zapoczątkowali szeroko zakrojone programy reform i odbudowy. Tak na Bliski Wschód trafili polscy inżynierowie, przemysłowcy i handlowcy. To do nich należały największe budowy Iraku, Libii i Egiptu, budowa autostrad, mieszkań i zakładów przemysłowych, które opierały swój asortyment na polskich licencjach. Na Bliski Wschód trafiły też gotowe polskie produkty, w tym sprzęt wojskowy i pojazdy cywilne. Polska stała się swego rodzaju synonimem solidności. Arabowie nauczyli się, że Polakom można zaufać. 

Nowi gracze

Rządy Kasima nie trwały długo - został obalony już w roku 1963. Po kilku kolejnych puczach i przewrotach, w roku 1968 władzę uzyskała socjalistyczna partia Baas. To z niej wywodził się Saddam Husajn. Partia ta jeszcze bardziej związała się z Blokiem Wschodnim, relacje z Polską zostały zacieśnione. Tymczasem za wschodnią granicą Iraku, w Iranie, atmosfera była coraz bardziej napięta. Kiedy w roku 1951 nowy premier - Mohammad Mosaddegh - rozpoczął nacjonalizację złóż ropy, do gry o Bliski Wschód wkroczyli Amerykanie (wcześniej, w roku 1947, zapewnili sobie przyczółek w Turcji). Mosaddegh, wybrany na urząd demokratycznie, został obalony w wyniku operacji CIA o kryptonimie "Ajax". Szachem był wtedy pro-zachodni, ale nie lubiany w Iranie, Mohammad Reza Pahlawi. Po obaleniu rządu Mossadegha, zaczął on twardo rozprawiać się ze wszelką opozycją, a przy okazji modernizować kraj na podobnych zasadach co w pro-radzieckich krajach regionu. Jednakże na drodze szacha stanął bardzo silny przeciwnik - Ajatollah Chomeini. Mimo wydalenia go z kraju w roku 1964, był on liderem irańskiej opozycji. W roku 1978 zainicjował rewolucję, która doprowadziła do ucieczki Pahlawiego w roku 1979. W tym samym roku Chomeini został wybrany, w demokratycznych wyborach, na przywódcę Iranu.

Nowy teokratyczny Iran od samego początku stał się wrogiem publicznym nr 1. Nowe władze nie mogły zaakceptować dotychczasowego sojusznika, Stanów Zjednoczonych, które aktywnie wspierały Izrael. ZSRR natomiast nigdy nie wybaczył Iranowi grzechów popełnionych przez szacha. Co jednak nie przeszkodziło mu (w połowie lat 80.) delikatnie wspierać, odciętą od amerykańskiego zaopatrzenia, irańską armię. Zapach irańskiej ropy był zbyt kuszący...

Kiedy Kreml zaktywizował się w Teheranie, decydenci PRL-u skoncentrowali się na utrzymaniu dawnych zdobyczy. A nie było to zadanie łatwe: w roku 1970 władzę w Egipcie przejął Anwar Sadat, który odwrócił się od Związku Radzieckiego. Podobnie stało się w Iraku, gdzie Saddam Husajn, prezydent od 1979 roku, postanowił zdobyć zaufanie zachodu poprzez wojnę z fundamentalistycznym Iranem. W Iraku zmiana okazała się chwilowa (chociaż mogła wpłynąć na decyzję ZSRR o wsparciu Chomeiniego), natomiast w Egipcie sprawa była bardziej skomplikowana. Kair utrzymał pro-zachodni kurs, ale został on, tak naprawdę, scementowany po podpisaniu w 1979 roku pokoju z Izraelem. Mimo to Egipt pozostał polskim partnerem gospodarczym.

Kontakty z Libią, Egiptem i Irakiem nie ograniczały się tylko do współpracy gospodarczej: technologia za ropę. Kraje te stanowiły również doskonałą bazę wypadową wywiadu w operacjach prowadzonych przeciwko Izraelowi, jak i sprzyjających USA Turcji i Arabii Saudyjskiej (która po 1975 roku zaczęła sprzyjać Waszyngtonowi). Wywiadowcza "wojna" z Izraelem pomogła zdobyć zaufanie społeczeństw arabskich. Dlatego, po upadku komunizmu w Polsce, nowa, demokratyczna, III RP była na Bliskim Wschodzie uważana za sojusznika. Nie najsilniejszego, niezbyt wpływowego, ale zawsze cennego. 

Nowe państwo - nowe czasy

Nie oszukujmy się - nagła zmiana warunków była zabójcza dla polskiej gospodarki. Naszych producentów nie stać było na utrzymanie eksportu, sami poszukiwali inwestorów zza granicy. Handel z krajami arabskimi skończył się. Ponadto polski bieg do Europy oddalał nas od bliskowschodnich przyjaciół. O ile Egipt był sojusznikiem Stanów Zjednoczonych (nowego wielkiego brata Polski), to sytuacja Kaddafiego nie była taka jasna. Kraje Europy, z pewnym wstydem, godziły się na ustępstwa wobec pułkownika, w zamian za tanią ropę, ale Waszyngton zawsze był mu wrogi. Podobnie było z Irakiem, ale Husejnowi nie był dany spokojny sen libijskiego kolegi - w roku 1991 USA i Wielka Brytania rozpoczęły inwazję na ziemie pomiędzy Tygrysem i Eufratem. Polska, kandydat do NATO, nie mogła współpracować z tymi krajami z dotychczasową jawnością. Ale mimo to, handel z Kaddafim i Husajnem trwał w najlepsze, czego najlepszym dowodem była sprzedaż Libii ok. 200 czołgów typu T-55AM (wyposażonych w nowoczesny osprzęt radio- optoelektroniczny) jako... działa portowe. Stało się to na rok przed naszym wstąpieniem do Sojuszu Północno-atlantyckiego i mogło wywrzeć negatywny wpływ na negocjacje akcesyjne. Nie stało się tak, być może dzięki temu, że inni członkowie NATO i ONZ również handlowali z Trypolisem w zamian za ropę (ostatnia, duża umowa dt. sprzętu wojskowego została podpisana między Libią i Belgią w 2008 roku). Krajom zachodnim zależało też na utrzymaniu względnego spokoju w tym regionie, przez co godziły się na ustępstwa. Ale ten "cichy okres" miał się ku końcowi. 

Wojna z terroryzmem?

11 września 2001 roku porwane przez terrorystów samoloty uderzyły w wieże WTC w Nowym Jorku. W październiku tego samego roku, Amerykanie uruchomili gigantyczną operację, przeciw Afganistanowi, pod kryptonimem "Enduring Freedom", która rozpoczęła trwającą do dziś wojnę z terroryzmem. Ta sprawa niesie za sobą wiele kontrowersji. Rodzą się wątpliwości po co tak naprawdę USA i sojusznicy okupują Afganistan i Irak, i skąd wzięli się ludzie pokroju Osamy bin Ladena - przywódcy al-Kaidy, obecnie najsilniejszej organizacji terrorystycznej na Bliskim Wschodzie.

Aby odpowiedzieć na te pytania musimy cofnąć się do roku 1979 i początku radzieckiej interwencji w Afganistanie. Wojska ZSRR miały zwalczyć rebeliantów wywodzących się z ruchu mudżahedinów. Ruch mudżahediński wywodzi się z dawnych tradycji rodowych i plemiennych w Afganistanie, a jego uczestnicy powzięli sobie za cel ograniczenie wszelkich przemian ustrojowych, które oddalały Afganistan od fundamentalizmu. Siły mudżahedinów były za małe by odeprzeć nowoczesną Armię Czerwoną. Stąd zainteresowanie tym ruchem okazali Amerykanie. Mudżahedini chętnie przyjmowali amerykańską broń, ale, jako ruch islamistyczny, trudno było nimi manipulować. CIA postanowiło więc ograniczyć współpracę z mudżahedinami na rzecz wahhabistów.

Wahhabizm to jeden z nurtów Islamu. Jego nazwa wywodzi się od twórcy tego ruchu: Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba, żyjącego w XVIII wieku. Nurt ten jest otoczony wieloma kontrowersjami. Nauki al-Wahhaba często określa się mianem "islamskiego faszyzmu". Nie jest to zbyt dobre określenie (oba nurty: faszyzm i wahhabizm dzielą więcej różnic niż punktów wspólnych), ale dobrze oddaje pewien aspekt tego nurtu: zadaniem wahhabistów jest opanować świat. W tym celu mogą oni walczyć z każdym, nawet z innymi muzułmanami, co jest zabronione w innych nurtach. Przez wielu teologów muzułmańskich wahhabizm jest uznawany za sektę, która jedynie inspiruje się Islamem, ale nie jest jego częścią. Twierdzą oni, że wahhabizm neguje wiele tradycyjnych zasad Islamu, co jest widoczne nawet w jego nazwie, pochodzącej od twórcy nurtu - inne nurty zakazują używania nazwisk jako nazw religijnych (powiązane jest to też z zakazem prezentowania postaci ludzkich na malowidłach). Z wahhabizmu wywodzi się nurt talibanu - jest to swego rodzaju "zbrojne ramię" wahhabizmu, które ma popularyzować wahhabizm poprzez nauczanie innych muzułmanów i niewiernych. Talibowie są skuteczni w swych działaniach - według niektórych teologów dzisiaj większość muzułmanów to swego rodzaju "krypto-wahhabiści", stosujący się do nauk al-Wahhaba nawet bez pełnej świadomości tego faktu. W krajach Europy zachodniej i USA, większość arabskich imigrantów z ostatnich 20 lat to wahhabiści, którzy "wyplenili", wcześniej tam będących, przedstawicieli innych nurtów. Należy przy tym zauważyć, że do lat 70. wahhabizm nie był tak popularny, a większość jego wyznawców stanowili mieszkańcy Arabii Saudyjskiej. "Eksport" wahhabizmu rozpoczął się po roku 1975, czyli po przejęciu tronu saudyjskiego przez pro-amerykańskiego króla Chalida.

Afgańscy wahhabiści chętnie skorzystali z oferty USA. Na koszt tego kraju zostali oni wyszkoleni i wyposażeni, a najbardziej obiecującym uczniom sfinansowanu studia na amerykańskich uczelniach. Przywódcą nowego ruchu afgańskich talibów został Saudyjczyk Osama bin Laden - ortodoksyjny wahhabista, absolwent Harvardu, gdzie prawdopodobnie został współpracownikiem CIA (nie jest to bynajmniej wyjątkowy przypadek, na najlepszych amerykańskich uczelniach działało wielu agentów, którzy "wyławiali" kandydatów do służby, w latach 60. z CIA współpracował m.in. Ted Kaczyński, słynny Una-Bomber, czy przedstawiciele komunistycznego ruchu hippisów), i na jego zlecenie został skierowany do Afganistanu, by pokierować walkami przeciw Rosjanom. Z początku talibowie współpracowali z mudżahedinami, ale z końcem wojny doszło do wojny domowej, która doprowadziła do przejęcia władzy w Afganistanie przez talibów.

Nie ma pewności co do motywów ataku w 2001 roku. Mógł to być sygnał rozpoczęcia wojny wahhabistów ze światem zachodnim, albo szczególny wyraz niezadowolenia dawnych współpracowników CIA, którzy po wygranej wojnie z ZSRR zostali po prostu pozostawieni samym sobie. Mogła to być też prowokacja wykonana na zlecenie CIA, która miała dać powód do ataku na Afganistan. Jest to teoria dosyć pokręcona, ale ma kilka mocnych punktów. Po pierwsze, jak już wspomniałem, najwięcej przedstawicieli wahhabizmu wywodzi się z krajów, które były i są sojusznikami USA. Ponadto kolejny etap wojny z terroryzmem został przeprowadzony w Iraku, gdzie, do czasu interwencji sił sprzymierzonych w 2003 roku, reżim Saddama Husajna bezwględnie rozprawiał się z fundamentalistami pokroju wahhabistów. Ponadto, podczas wojny domowej w Afganistanie 1990-2001, przeciwnicy talibów z Sojuszu Północnego czerpali fundusze na prowadzenie działań wojennych ze sprzedaży opium i marihuany w USA - ponoć w tym czasie większość marihuany na rynku amerykańskim pochodziła z Afganistanu, a nie, jak wcześniej, z Ameryki Południowej. Podczas okupacji Afganistanu jednym z ważniejszych działań wojsk USA, były operacje palenia pól marihuany. 

Polski wkład

Polska - świeżo upieczony członek NATO, z chęcią przystąpiła do działań. Jednakże nasza obecność w Afganistanie nie była takim zaskoczeniem jak udział w inwazji na Irak.

Do tego momentu Polska utrzymywała dosyć przyjazne stosunki z państwem Husajna. Powodem, dla którego siły NATO zaatakowały Irak, miała być rzekoma produkcja broni biologicznej i chemicznej. Mimo wielu prób znalezienia śladów takiej broni w Iraku, udowodnienie tego nie udało się. Amerykanie postanowili jednak zaatakować. Oprócz kontrowersji wokół samego casus belli (broni masowego rażenia nigdy w Iraku nie znaleziono, i jeśli kiedykolwiek tam była, to prawdopodobnie pochodziła z radzieckiego demobilu i jako nieużyteczna została zniszczona), kontrowersje budzą również późniejsze działania USA na tym terenie. Jedna z nich to fakt powstania irackiej al-Kaidy w okupowanym Iraku, w którym wcześniej terroryzmy talibów nie było. Największe kontrowersje dotyczą kwestii Kurdów. Zamieszkują oni tereny na pograniczu Turcji, Iraku i Iranu (nota bene: jednego z ostatnich krajów muzułmańskich gdzie wahhabiści są w mniejszości). Posiadają własną armię (Peszmergę) i parlament. Po interwencji USA cieszą się dużą niezależnością, za którą płacą jednak wysoką cenę - amerykańską kontrolę nad złożami ropy, które znajdują się na terenie zamieszkiwanym przez Kurdów. Aby udobruchać tę grupę, USA w 2004 roku sfinansowały modernizację Peszmergi, po tym jak pierwsi kadeci nowej irackiej armii (utworzonej pod kuratelą Stanów Zjednoczonych) zdezerterowali. Kurdowie za czasów Husajna, jak i w Iranie i Turcji (sojuszniku USA) są uważani za terrorystów. To właśnie po zmodernizowaniu Peszmergi Turcja, na której terenie leży amerykańska baza lotnicza, zaczęła się radykalizować i zmieniać nastawienie do Izraela i Stanów.

Nasz udział w okupacji Iraku spowodował ochłodzenie relacji z innymi krajami Bliskiego Wschodu. Należy zauważyć, że nawet kraje pro-amerykańskie w tym regionie były zdolne do współpracy z Husajnem i Kaddafim, tak jak teraz współpracują z prezydentem Iranu - Ahmadineżadem. 

Ostatnie miesiące

Młodzież arabska zaczęła się buntować w praktycznie każdym muzułmańskim kraju na Bliskim Wschodzie. Pierwszy upadł rząd Zin al-Abidina Ben Alego w Tunezji, następnie rząd Hosniego Mubaraka w Egipcie. W chwili obecnej jeszcze broni się Muammar Kaddafi w Libii. Przeciwko rządowi buntują się też okupowani Irakijczycy. Mniejsze protesty ogarnęły kraje sojusznicze USA. Chwilowy zryw przeżywał też Iran, gdzie jednak Ahmadineżad ma wysokie poparcie.

Po roku 2003 Amerykanie obiecali nam, że straty związane z anulowanymi umowami naszych firm działających na Bliskim Wschodzie, zrekompensujemy kontraktami na odbudowę zniszczonego Iraku. Tak się nie stało, wygraliśmy tylko kilka małych przetargów. Handel z Iranem (nowym źródłem terroryzmu al-Kaidy, przynajmniej wg propagandy amerykańskiej) jest niemożliwy ze względu na nałożone na ten kraj embarga (poza tym, przemysł irański sam radzi sobie całkiem nieźle w tym odizolowaniu). Naszymi największymi klientami na Bliskim Wschodzie pozostali więc Mubarak i Kaddafi.

Ich upadek może za sobą pociągnąć przykre konsekwencje dla polskich przedsiębiorców, szczególnie pozostałego przemysłu maszynowego. Na całym świecie zaczynają dominować produkty chińskie, ale Bliski Wschód źle odbiera gospodarczą ekspansję pekińskiego smoka. Szukając alternatywy mogą zwrócić się do gigantycznych kombinatów w USA. Albo też spojrzeć na Europę, gdzie są zaawansowane technologicznie fabryki niemieckie, ale też mali, ale za to tani producenci wschodnio-europejscy. Nie wiadomo też, jak zmienią się ceny libijskiej ropy, dotychczas taniej, będącej wystarczającym argumentem Kaddafiego w rozmowach ze światem.

Ponadto władzę w Libii i Egipcie mogą przejąć wahhabiści. Taki rozwój sytuacji byłby katastrofalny, nie tylko dla nas, ale też całego świata. Dotychczasowa tolerancja religijna (bardziej widoczna w Egipcie) może się zakończyć. Ponadto, rządy wahhabistów, nie będą patrzeć na Polaków przez sentyment dla naszej pomocy w modernizacji Libii i Egiptu, staniemy się dla nich "po prostu" chrześcijanami - niewiernymi. Oczywiście, jak widać na przykładzie Arabii Saudyjskiej, nawet z tym odłamem Islamu da się rozmawiać, ale współpraca z nimi grozi masową emigracją i próbą wpływania na naszą politykę wewnętrzną.

Może i demokratyzacja Bliskiego Wschodu jest pociągającą wizją dla Europy i Stanów Zjednoczonych, ale tak naprawdę, nam bardziej potrzebne jest ustabilizowanie tego regionu. W przeciwnym razie to on zislamizuje Europę. 

Polecam cykl o nieprawidłowościach w MON.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka